Jest o czym mówić. W styczniu 2019 roku został zabity, również przez politycznego fanatyka, wieloletni prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Niestety nie wzbudziło to wielkiej refleksji wśród polskich polityków, a sprawa została szybko zapomniana (może nie w Gdańsku, ale w Warszawie na pewno). Jednak co ciekawe,
części Polaków o wiele starsze wydarzenie, rocznica zamachu na Gabriela Narutowicza (1865-1922), polskiego inżyniera, profesora Politechniki w Zurychu, ministra robót publicznych i spraw zagranicznych, wciąż nie daje spokoju.
Rodzina Narutowiczów, od lat osiadła na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, polscy ziemianie, inteligenci, chcieli współtworzyć przyszłość swoich krajów. Jeden wybrał Polskę, drugi Litwę.
Stanisław (1862-1932) do końca życia używał języka polskiego, zaś podpis pod deklaracją niepodległości Litwy z 1918 roku złożył w polskiej pisowni. Po zerwaniu przez Litwę stosunków z Polską (powodem stało się zajęcie Wilna przez Polaków) działał na rzecz pokojowego rozwiązania sporu polsko-litewskiego. Był zwolennikiem niezależności Litwy, jednak z drugiej strony uważał się za przedstawiciela mniejszości polskiej lojalnego wobec państwa litewskiego. Zachował polską kulturę, podobnie jak profesor Michał Römer, rektor Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie.
Gabriel mógłby z powodzeniem robić karierę w dalekiej Szwajcarii, jednak wezwano go do Polski. 9 grudnia 1922 roku został wybrany na pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, głosami ugrupowań lewicowych, centrowych oraz mniejszości narodowych, które w przedwojennej Polsce stanowiły nawet ponad 30% obywateli. To stało się kamieniem obrazy dla prawicy.
Jak to, mniejszości narodowe będą nam wybierać prezydenta?
Skończyło się na strzale w galerii sztuki „Zachęta”, oddanym przez malarza Eligiusza Niewiadomskiego (później został skazany na karę śmierci, a na jego grobie zwolennicy prawicy kładli kwiaty). Prezydent zmarł na miejscu. Zabójstwo Narutowicza wstrząsnęło Józefem Piłsudskim, dotychczasowym naczelnikiem państwa. Stało się jednym z impulsów do przeprowadzonego przez niego zamachu stanu w maju 1926 roku. Co ciekawe, demokracja na Łotwie przetrwała dokładnie osiem lat dłużej.
Stanisław Narutowicz przeżył prawicowy zamach stanu na Litwie, dokonany w grudniu 1926 roku przez prezydenta Smetonę, który (mimo złych relacji z Polską) wzorował się na Piłsudskim. Zniszczyły go problemy osobiste (m.in. choroba syna), a także fakt, że nie widział perspektyw na pojednanie obu narodów. Dziś ten temat jest nieaktualny – stosunki polsko-litewskie są chyba najlepsze w historii po 1918 roku, choć jeszcze dziesięć lat temu było niedobrze.
Stanisław jest wciąż upamiętniany na Litwie, z kolei data śmierci Gabriela stała się przyczyną do organizacji różnych obchodów w Polsce (np. uroczystego koncertu w kościele luterańskim, znajdującym się obok galerii „Zachęta”, w której padł śmiertelny strzał).
O dwóch mężach stanu – Polaku i Litwinie – pamiętano także na Łotwie.
Na gmachu Gimnazjum Mikołajewskiego w Lipawie odsłonięto swego czasu tablice poświęcone obu politykom (po polsku, litewsku i łotewsku). O tym, ilu znanych Polaków i Litwinów uczyło się w Lipawie, może zresztą opowiedzieć Marek Głuszko, niegdyś dyplomata w Rydze, obecnie służący w tak bardzo związanej z Gabrielem Narutowiczem Szwajcarii.
1922 rok zarówno w Polsce, jak i na Łotwie, stał się „rokiem prezydenckim”.
14 listopada pierwszym prezydentem został Jānis Čakste (w imieniu państwa łotewskiego przekazał on kondolencje po zabójstwie prezydenta Narutowicza).
W sąsiedniej Litwie już od dwóch lat ten urząd sprawował przedstawiciel chrześcijańskiej demokracji Aleksandras Stulginskis, niezbyt przychylny dobrym stosunkom polsko-litewskim. Čakste nie dokończył swojej drugiej kadencji – zmarł w 1927 roku, nigdy nie odwiedziwszy Polski (dopiero prezydent Alberts Kviesis miał okazję bywać w Polsce). Następca Gabriela Narutowicza Stanisław Wojeciechowski (polityk i działacz spółdzielczy) nie przetrwał nawet jednej kadencji. W maju 1926 roku ustąpił z urzędu i przekazał władzę zamachowcowi Józefowi Piłsudskiemu. Ten na prezydenta wskazał profesora chemii Ignacego Mościckiego, notabene absolwenta Politechniki Ryskiej.
Tak więc
pisząc o grudniu, trudnym miesiącu dla Polaków, warto pamiętać o polskich politykach, którzy swoje korzenie mieli na Litwie i Łotwie.
Narutowiczowie mogą dziś połączyć oba narody – polski i litewski. Z kolei Mościcki, jako absolwent Politechniki Ryskiej, który nigdy za swej kadencji nie odwiedził Łotwy, jest ciekawostką, mówiącą o tym, ile Polacy zawdzięczają uczelniom znajdującym się w Rydze i Dorpacie.
Kiedyś o tym jeszcze napiszę.