Pociągiem na Łotwę „po szerokich torach”

Po Świętach Wielkiej Nocy Polacy zazwyczaj zaczynają się zastanawiać, dokąd pojechać w tegoroczne wakacje. Coraz większą popularnością cieszy się kierunek Łotwa. Samoloty „Ryanaira” latają do Rygi z trzech miejsc: Warszawy-Modlina, Krakowa i Gdańska. Częściej na Łotwę jeździmy jednak autobusami albo prywatnym samochodem. Na pociąg „Rail Baltica” musimy jeszcze poczekać do 2030 roku, choć gdyby się uprzeć niedługo (z przesiadkami) „żelazną drogą” będzie można dojechać nawet z Warszawy do Tallinna.

● Tulkojums latviski pieejams šeit.
● Русский перевод доступен здесь.
● Adapted English version see here.

Jak to wszystko funkcjonowało przed wojną?

Zacząć wypada od 1862 roku, gdy powstała kolej (wtedy zwana jeszcze przez Polaków „żelazną drogą”, swoją drogą taka sama kalka z rosyjskiego „dzelzceļš” obowiązuje do tej pory w języku łotewskim) warszawsko-petersburska, która połączyła Dyneburg ze stolicą carskiej Rosji, ale także Wilnem i Warszawą. Była to druga linia kolejowa na ziemiach ówczesnego Królestwa Polskiego, wcześniej w 1848 roku otwarto tzw. kolej warszawsko-wiedeńską, obsługującą zachodnią część Polski. W przeciwieństwie do „wiedenki” (1435 mm), Kolej warszawsko-petersburska była szerokotorowa (1524 mm), a jak podkreśla warszawskie „Muzeum Kolei”

jednym z jej zadań  było ściślejsze powiązanie polityczne, gospodarcze i wojskowe Królestwa Polskiego z terenami „Rosji właściwej”.

Po powstaniu styczniowym z lat 1863-64, o którym już pisaliśmy w „polskim LSM”,

linia Warszawa-Dyneburg (przez Małkinię, Białystok, Grodno, Wilno i Kałkuny) funkcjonowała niezakłócenie, choć jak informowała wydawana w Warszawie „Gazeta Polska” z 1895 roku

„zarządy kolejowe zauważyły, że wiele osób, jadących z Warszawy do Petersburga, nie jedzie wprost na Wilno-Dźwińsk, lecz zwykle, w interesach handlowych, skręca do Rygi lub Jurjewa. Z tego powodu departament kolejowy zamierza wprowadzić bilety komunikacji  Warszawa-Dźwińsk-Ryga-Jurjew-Psków-Petersburg”.

Po 1918 roku, gdy Polska i Łotwa stały się krajami niepodległymi, a Wilno ostatecznie weszło w skład Polski, komunikację z Warszawy do Rygi (później przedłużoną do Tallinna) uruchomiono przez Dyneburg, szła więc dalej przez Małkinię, Białystok, Grodno, Wilno, aż do granicy w Turmoncie (strona polska) i Zemgale (strona łotewska). Jeszcze przed zawarciem Traktatu Ryskiego, który w marcu 1921 roku ustalił polską granicę wschodnią, socjalistyczny „Robotnik” anonsował:

„otwarta została regularna komunikacja między Wilnem a Warszawą: dwa pociągi dziennie. Komunikacja z Grodnem ma się w tych dniach ustalić. Pociągi do Rygi zaczną kursować za parę tygodni”.

Ostatecznie w Zemgale zmieniano nie tylko zegarki (Polska i Łotwa leżały w różnych strefach czasowych), ale także przesiadano się z polskich „wąskich torów” na łotewskie „szerokie tory” (przypomina to obecnie przesiadkę na granicy polsko-litewskiej na stacji Maćkowo (Mockava) w przypadku pociągu destynacji Kraków-Wilno, uruchomionego w grudniu 2022 roku).

Oddajmy głos pamiętnikowi Józefa Brodnickiego, Polaka urodzonego w Lipawie, przodka Michała Serafinowicza z Gdańsku, którego miałem okazję niedawno spotkać na otwarciu konsulatu honorowego Łotwy w Gdańsku. Brodnicki repatriował się w 1921 roku z Łotwy do Polski, jechał pociągiem z Lipawy do Kałkun (przez Rygę i Dyneburg), zaś w Kałkunach przesiadał się już na pociąg polski.

„Mamusia zagrzała mi herbatę i dokończyła składanie pakunków (…) Brałem już bilet do Kałkun, gdy podszedł Ignaś. Poprosiłem więc jeszcze o jeden bilet. Wkrótce wszyscy wyszliśmy na peron i wybraliśmy miejsce w wagonie (...) „Jekap!” [łot. „wsiadać”], rozdarł się głos konduktora i natychmiast potem gwizdek. Pociąg ruszył (...) Wieczorem byliśmy Rydze. Przeszliśmy się po mieście, starając się o zmianę moich pieniędzy łotewskich na dolary lub funty szterlingi. Bezskutecznie. O dwunastej w nocy odjechaliśmy i chociaż wagony były przepełnione, znaleźliśmy sobie górne półki, na których wybornie przespaliśmy (…) Z rana dojechaliśmy do Dyneburga (…) W Kałkunach [Łotysze] sprawdzili dokumenty, kupiliśmy bilet do Turmont. Pół godziny później byliśmy na polskim terytorium (…) Zamieniłem z odjeżdżającymi do Łotwy łotewskie ruble na polskie marki. Dostałem za jednego rubla łotewskiego 30 marek polskich”.

W późniejszych latach nazwa stacji Kałkuny została zmieniona na Zemgale. W każdym razie taką ją zapamiętała już polska pisarka Maria Dąbrowska, autorka poczytnej przed wojną książeczki „U północnych sąsiadów”, opisującej wycieczkę polskich socjalistów do Łotwy, Estonii i Finlandii. Dąbrowska, podróżująca na północ w lipcu 1927 roku, opisała stację kolejową Zemgale, na której polska delegacja raczyła się... poziomkami. Trzeba było się jakoś wspomóc, bo przesiadka z polskich „wąskich torów” na łotewskie „szerokie tory” trwała aż trzy godziny. Były jednak i plusy.

„Uzyskaliśmy w tym niezwykle gościnnym kraju olbrzymią, 75% zniżkę na kolei. Wagony są szerokotorowe, rosyjskie, z deskami podnoszonymi do spania. Mijane domy i stacje czynią na mnie wrażenie, jak gdybym wyjechała nie z granic Polski, lecz z granic czasu. Jakbym znalazła się w epoce z przed lat piętnastu, u nas koło Siedlec czy Łomży. Rzadko nawiedzające mnie uczucie, które z pewnym niesmakiem zmuszona jestem konwencjonalnie nazwać dumą narodową, pochłania mnie przez chwilę”,

pisała (z poczuciem wyższości na temat Łotwy, choć za chwilę będzie wskazywać na wiele jej zalet) autorka poczytnej polskiej powieści „Noce i Dnie”. Dla niewtajemniczonych: Siedlce i Łomża także i dziś należą do mniej rozwiniętych regionów Polski, choć w tych pierwszych działa fabryka „Stadlera”.

Przez łotewską stację Zemgale i polską Turmont (obecnie położony w rejonie jezioroskim na Litwie) przejeżdżały delegacje ważnych polityków z Łotwy i Estonii.

Na stronie Narodowego Archiwum Cyfrowego znajdziemy choćby fotografię polskich i estońskich dzienikarzy oczekujących na przyjazd estońskiego naczelnika państwa Otto Strandmana przed dworcem Zemgale. Przez Zemgale wjeżdżał do polski także łotewski premier Marģers Skujenieks.

Wg dokumentów kolejowych

z 1935 roku pociąg z Warszawy odjeżdżał do Rygi z dworca głównego trzy razy na dobę: o 9:55, 16:30 i 23:45

(później godziny się nieznacznie zmieniły, ale aż do wybuchu II wojny światowej utrzymano trzy połączenia dziennie). Dalej taką samą trasą co w latach dwudziestych (relacje polsko-litewskie do 1938 roku nie poprawiły się, nie można więc było jechać z Warszawy do Rygi przez Szawle i Jełgawę, jak jeździ się obecnie). „Kurier Warszawski” z 1932 roku przynosi informację, że odpowiedniemu skoordynowaniu czasowemu uległy linie kolejowe Warszawa-Ryga z liniami Warszawa-Praga i Wiedeń-Rzym, w związku z czym pociągi będą „służyły komunikacji między państwami bałtyckimi i państwami południowej i środkowowej Europy tranzytem przez Polskę”.

W 1938 roku podróż do Siguldy odbył dziennikarz „Kuriera Warszawskiego” Stanisław Biernacki. Choć od 1932 roku funkcjonowało już połączenie lotnicze Warszawa-Wilno-Ryga-Tallinn (pięć lat później przedłużone do Helsinek), dziennikarz zdecydował się pozostać wierny kolei. „Tyle gorzkich prawd i cierpkich uwag wypisałem w życiu o polskich kolejach państwowych, że ogarnęło mnie pewne zażenowanie, gdy siadłszy w pociągu Warszawa-Zemgale-Ryga, przekonałem się, że komunikację Warszawy z Łotwą i jej stolicą poprawiliśmy w ostatnich latach znakomicie”, zauważał Biernacki.

„Pociąg polski (…) biegnie godzinami bez zatrzymania. Szybkość jego rozkładowo wynosi ok. 80-85 km na godzinę, ale patrząc na sekundnik i mijane słupy kilometrowe widać, że pociąg biegnie po 100 i więcej km na godzinę (…) Po pięciu godzinach drogi jest się już za Wilnem, ale tempo jazdy nie słabnie do Porzecza ani na chwilę. W Zemgale, na pierwszej stacji łotewskiej, odbywa się rewizja i przesiadanie do wagonów szerokotorowych. Wagony są wygodne, choć nie tak jasne jak nasze. Gdy trafi się wagon estoński II klasy, ma on budowę i podział na coupés – typu sleepingów, ale wody w umywalniach przedziałowych zwykle brakuje”, zauważał Polak.

We wrześniu 1939 roku wybuchła II wojna światowa i granica polsko-łotewska de facto przestała istnieć (de jure przestanie w 1945 roku, gdy Polska podpisze umowy z Litwą, Ukrainą i Białorusią sowiecką). Zanim do tego doszło, granicę w Turmoncie i Zemgale przekroczył zdetronizowany władca Albanii król Ahmed Zogu I, o czym niedawno napisał dla Przeglądu Bałtyckiego polski dziennikarz i podróżnik (mający ogromne serce do Bałkanów) Nikodem Szczygłowski. „W nocy 12 lipca 1939 roku na dworcu kolejowym w Wilnie oczekiwano niezwykłego gościa. Był nim (na moment podróży już były) monarcha Albanii – odległego kraju na południu Europy, o którym niewiele było wiadomo, uchodził też w powszechnej opinii za tajemniczy i egzotyczny. „Egzotyczni goście w Warszawie!” – brzmiały nagłówki prasowe. „Król Ahmed Zogu w Wilnie, przejazdem do Rygi”.  Ahmed Zogu przebywał w Rydze w dniach 13-17 lipca. Z Rygi udał się w dalszą podróż statkiem do Sztokholmu. Ciekawych szczegółów podróży albańskiego monarchy po Łotwie odsyłam do tekstu Szczygłowskiego, do którego link zamieszczamy tutaj.

PS. To jest część dotycząca okresu 1918-1939. Niedługo przedstawimy w LSM jak wyglądały podróże Polaków z Rygi do Wilna i Warszawy po 1945 roku.

Błąd w artykule?

Zaznacz tekst i naciśnij Ctrl+Enter, aby wysłać redaktorowi fragment tekstu do poprawy!

Zaznacz odpowiedni fragment tekstu i naciśnij Zgłoś błąd.

Artykuły powiązane

Więcej