„Polacy byli także po lewej stronie”. O Polakach i lewicy na Łotwie

Uwaga: materiały opublikowane przez 1 rok i 6 miesięcy temu

Jeśli spytamy młodego warszawiaka, co dla niego oznacza 1 maja, raczej nie uzyskamy wyraźnej odpowiedzi. W Polsce to czas bardziej na grilla i „długi weekend” (3 maja świętujemy także Dzień Konstytucji). Przed wojną tak nie było, zarówno w Polsce, jak i na Łotwie Święto Pracy coś znaczyło, choć w obu krajach działała lewica o różnym stopniu wpływów: na Łotwie wygrywała każde wybory sejmowe, w Polsce była partią, która uzyskiwała w najlepszym razie kilkanaście procent poparcia. Socjalistów z Rygi i Warszawy łączyły jednak przyjazne relacje.

  • Tulkojums latviski pieejams šeit.
    Русский перевод можно прочитать здесь.

W stolicy Łotwy i w innych samorządach działała Sekcja Polska Łotewskiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej (LSDSP). Przyjaźń socjalistów obu krajów przetrwa II wojnę światową i okres powojenny, gdy w obu krajach niezależna lewica była zakazana, jako śmiertelna konkurencja dla komunistów. Wtedy Polacy i Łotysze spotykali się na emigracji.

Jeśli niewiele mówią dziś same nazwy, to może niech przemówią postaci z pomników i tablic pamiątkowych. LSDSP była wtedy ugrupowaniem Rainisa, Aspazji, rodziny Kalniņšów, Polska Partia Socjalistyczna (PPS) skupiała zaś takie postaci jak marszałek Sejmu Ignacy Daszyński, pochodzący z Inflant Polskich „nestor polskiej lewicy” Bolesław Limanowski czy redaktor Mieczysław Niedziałkowski, którego rodzina także wywodziła się z krajów bałtyckich, a konkretnie – z Wilna. Łotewskiego wieszcza Rainisa, wówczas ministra oświaty w rządzie Marģersa Skujenieksa, miała okazję spotkać w jego wasarnicy w Majori polska pisarka Maria Dąbrowska, uczestniczka wycieczki Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego (związanego z Polską Partią Socjalistyczną) zorganizowanej latem 1927 roku.

„Zszedł do nas poeta Rainis (...) Nie spodziewał się nas. Był zaskoczony, a nawet przestraszony – i te uczucia ujawniały jakąś przyjemną dziecinność i naiwność wyrazu jego twarzy. Poseł Czapiński wypalił, jak to się mówi, krótkie i dzielne przemówienie, które słychać było, zdaje się daleko poza granicami miejsca przebywania znakomitego poety. Następnie przedstawił Rainisowi „ważniejszych” uczestników naszej wycieczki (...) Gdy wszyscy odzyskali na nowo swobodę ruchów, minister Rainis czuł się w obowiązku odpowiedzieć. Mówił po rosyjsku, nieśmiało, jąkając się i plącząc. Powiedział między innymi, że socjalizmu uczył go pewien sławny Polak w Zurychu na emigracji.– Przepraszam bardzo – przerwał mu przy tych słowach poseł Czapiński potężnym swoim basem. – Jak się nazywał ten Polak? Minister Rainis stropił się ostatecznie. Nie mógł sobie tego przypomnieć. Z widoczną przykrością tarł czoło i marszczył brwi – zaczynał od czasu do czasu jakieś słowo – po czym zamyślał się jeszcze głębiej. Zapadła cisza”.

Podobna cisza zapada teraz na wspomnienie posła Kazimierza Czapińskiego, który w latach 1919-1935 zasiadał w polskim Sejmie (później lewica nie była już reprezentowana w parlamencie Rzeczypospolitej, choć walczyła z powodzeniem o samorządy). Urodził się w Mińsku w 1898 roku, podczas studiów wstąpił do Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Po 1918 roku wielokrotnie jeździł na Łotwę, gdzie jako członek PPS spotykał się z działaczami Łotewskiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej. Uczestniczył w spotkaniach, kongresach i konferencjach bałtyckich socjalistów. Spod jego pióra wyszła większość poważnych tekstów poświęconych Łotwie publikowanych w organie polskich socjalistów „Robotnik”, napisał m.in. wspomnienie na temat zmarłego łotewskiego poety Rainisa.

Latem 1927 r. Czapiński organizował wspomnianą już wycieczkę Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, która obejmowała Łotwę, Estonię i Finlandię i została dokładnie opisana w prasie socjalistycznej. Plonem tego wyjazdu była także książka Marii Dąbrowskiej „U północnych sąsiadów” (Warszawa 1929), niestety nigdy nie przetłumaczona na język łotewski ani estoński. Z innych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej ciekawą, choć nieobiektywną książkę poświęconą Łotwie popełnił Jan Cynarski („Łotwa współczesna”, Warszawa 1925). Na początku lat dwudziestych był attaché prasowym poselstwa Rzeczypospolitej Polskiej w Rydze, właśnie z tego okresu pochodzą jego obserwacje dotyczące Łotwy lat dwudziestych.

Pisząc o tych dwóch socjalistach nie można zapominać o postaci kluczowej dla Polaków: współtwórcy niepodległego państwa polskiego w 1918 roku Józefie Piłsudskim, patronie działającego dziś polskiego gimnazjum w Dyneburgu, reżyserze operacji „Zima”, dzięki której wyzwolono Łatgalię spod władzy bolszewików. W zimowych miesiącach 1902 i 1903 roku „towarzysz Wiktor” zamieszkiwał w Rydze, gdzie już przed wybuchem I wojny światowej nawiązał relacje z socjalistami z Łotwy. W okresie wielkiego konfliktu marzył o polskiej granicy na Dźwinie, zaś w latach 1918-1921 odegrał pozytywną rolę w relacjach Warszawy z Rygą, opowiadając się za rezygnacją z Łatgalii i uznaniem historycznych granic Łotwy, co nie w smak było polskim ziemianom z Inflant Polskich i polskiej prawicy. Jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych prawicowy publicysta Jędrzej Giertych nie mógł Piłsudskiemu wybaczyć w swoim paszkwilu, że oddał Łotwie Iłłuksztańczyznę i Dyneburg z Krasławiem.

Zanim jednak Piłsudski zostanie naczelnikiem państwa, a po zamachu majowym z 1926 roku jego dyktatorem, pozna w Wielkiej Brytanii dwóch socjaldemokratów łotewskich: Hermanisa Pungę i Dāvidsa Bundžę. Będzie wtedy ich próbował przekonać, by walczyli nie tylko o rewolucję społeczną i autonomię w ramach demokratycznej Rosji, ale by wysunęli postulat pełnej niepodległości. Niepodległość Łotwy stanie się faktem w 1918 roku.

Także i po tej dacie działacze Polskiej Partii Socjalistycznej jeździli dosyć często na Łotwę, z którą inaczej niż z sąsiednią Litwą, łączyły Polskę pozytywne stosunki, a

dla wielu towarzyszy Ryga była pewną inspiracją – demokracja przetrwała tam osiem lat dłużej niż w Polsce i na Litwie

(w Rydze Polacy mieli szansę spotykać się także z Litwinami, co raczej nie było możliwe w Kownie).

Dorota Kłuszyńska, szefowa kobiecej organizacji socjalistycznej, była w 1929 roku gościem dnia kobiet organizowanego przez LSDSP. Po wizycie w Rydze dzieliła się ciekawymi spostrzeżeniami z czytelnikami „Robotnika”, które i dziś mogą się wydawać aktualne.

„Przede wszystkim na Łotwie doznaje się uczucia ulgi po niesłychanie dusznej atmosferze życia politycznego w Polsce.

Łotysze ze zdumieniem patrzą na Polskę – i dla wszystkich nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to „mącenie kadzi narodowej” przynosi powadze państwa ogromne szkody.

Socjaliści łotewscy z wielkim uznaniem mówili o PPS, o jej ciężkiej walce w stosunkach, które zupełnie wyjątkowo zaciążyły nad życiem politycznym Polski. Ostatnia enuncjacja Piłsudskiego wywołała wśród Łotyszów bardzo przykrą dla każdego Polaka i każdej Polki… wesołość”.

Warto dodać, że Kłuszyńska w 1929 roku gościła w swoim mieszkaniu w Warszawie przewodniczącego Sejmu Paulsa Kalniņša i jego żonę Klarę. Ich syn Bruno, przed wojną ważny działacz młodzieżowy, zostanie po II wojnie światowej prezesem Unii Socjalistycznej Europy Środkowo-Wschodniej, w ramach której będzie współpracował z Polakiem Zygmuntem Zarembą. W skład tej organizacji wejdą także socjaliści z innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Polscy socjaliści nie byli jednak tylko gośćmi w Rydze, która wówczas podobała się jako miasto i inspirowała.

W wielu miejscach na Łotwie (w tym tak małych jak Elerne czy Svente) istniała bowiem Polska Sekcja LSDSP, ostro zwalczana przez Związek Polaków w Łotwie i jednocześnie sama brutalnie zwalczająca ten związek w swoim piśmie „Myśl Pracy” za „zaściankowość”, „oddanie burżuazji” i „klerykalizm”. Organizacja polskich robotników, którą kierował towarzysz Józef Dubicki, zdobyła nawet dwa mandaty w radzie miejskiej Lipawy. Nigdy jednak polscy socjaliści nie uzyskali miejsca w Sejmie Łotwy, choć w klubie LSDSP zasiadł przedstawiciel mniej licznej społeczności białoruskiej. W wyborach w 1931 roku dosyć poważnie zaszkodzili jednak Związkowi Polaków, który w ten sposób stracił długo oczekiwany mandat sejmowy w Rydze (dotychczas Polacy byli wybierani tylko w Łatgalii i Semigalii).

Osoby takie jak Józef Dubicki, Bolesław Wiśniewski czy Alojzy Sudymt, polscy członkowie LSDSP, nie są na Łotwie znani, ani wśród Łotyszy, ani wśród Polaków (chyba, że wspomnimy o gen. Józefowie Urbanowiczu, polskim komuniście, który jednak przed wojną „grał na dwa fronty”).

Dubicki w 1945 roku zginął w obozie nazistowskim Sachsenhausen,

Sudymt zaś po 1945 roku kierował polską szkołą w Rydze, zamkniętą przez Sowietów. Jego żona Felicja zostanie później znaną działaczką polonijną. Niektórzy w Rydze pamiętają, że w socjaldemokracji łotewskiej działała rodzina Bocków, z której wywodziła się późniejsza prezes „Polonezu” w Rydze Wanda Puķe.

Dziś Polacy już do tej tradycji nie nawiązują,

lewicowość kojarzy się w tym środowisku źle.

Ale życie dopisuje kolejne stronice do historii. W 2020 roku radnym partii „Postępowi” w Rydze został Polak Mirosław Kodis. W tym samym ugrupowaniu działa Erwin Łabanowski, identyfikujący się jako Łotysz. Jego ojciec Ryszard był znanym dziennikarzem i tłumaczem z języka polskiego, zaś w latach 1998-2002 jednym z czterech polskich posłów do Sejmu Łotwy (jako członek LSDSP). Jeśli zaś przeskoczymy na drugą stronę granicy: członkiem lewicowej partii „Razem” jest znany tłumacz z języka łotewskiego Daniel Łubiński, urodzony w Rydze, którego rodzina do tej pory mieszka na Łotwie. To są oczywiście tematy już niszowe.

Ale o czym innym pisać w dniu 1 maja, dla łotewskich Polaków?

Błąd w artykule?

Zaznacz tekst i naciśnij Ctrl+Enter, aby wysłać redaktorowi fragment tekstu do poprawy!

Zaznacz odpowiedni fragment tekstu i naciśnij Zgłoś błąd.

Artykuły powiązane

Więcej